Byłam w Marrakesh Cafe zaledwie 2 razy i mam mieszane uczucia.
Za pierwszym razem zjadłam tu zupę orzechową
(pyszna!), ale niestety podano ją zimną i musiałam prosić o dogrzanie (zupy trzymane są w kociołku, który średnio spełnia swoją rolę, a lunch ma formę bufetu). Zamówiony przeze mnie hummus miał mało wyraźny
smak i muszę przyznać, że w np. Beirucie smakował mi zdecydowanie bardziej.
Za drugim razem zamówiłam Pitę Falafela i trudno
mi ocenić jego smak, ponieważ były w nim wszystkie możliwe sosy dostępne w bufecie
(danie przygotowywała tym razem kuchnia, bo jest z karty, a nie dostępne w
bufecie na wagę). Z każdym kolejnym gryzem napotykałam inny smak -
to nie było fajne. Było wyraźnie czuć, że ktoś nakładał te sosy bez
przemyślenia ilości itp. W pewnym momencie miałam samą pastą z groszku, później
sam hummus, a na sam koniec przywitał mnie ostry sos - myślałam, że wypali mi usta.
Te doświadczenia sprawiają, że uczucia względem Marakesh Cafe (ten sam właściciel co Tel-Aviv przy ul. Poznańskiej) są bardzo mieszane, mimo że bardzo chcę by były pozytywne. Uwielbiam kuchnię arabską, a
Maroko darzę olbrzymią sympatią i tylko z tego powodu cały czas daję szansę
tej kawiarni.
W piątek umówiona jestem tam na lunch, mam
nadzieję, że trzecia próba nie okaże się ostatnią (zwłaszcza, że jedzenie na 5
piętrze budynku, w którym znajduje się Marrakesh nie jest dobre i człowiek ma ochotę zjeść coś naprawdę fajnego).
Na razie najlepsze co spotkałam w tym lokalu to zdecydowanie zwracająca uwagę kreacja uwidoczniona na rozdawanych ulotkach.
ps. Płacenie za bułkę (lub 1 szt. pieczywa
arabskiego) 3 zł brzmi dość dziwnie. Lepiej uwzględnić to w w cenie bufetu, bo
"pijarowo" wypada to dziwnie.
.jpg)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz