poniedziałek, 18 marca 2013

Marrakesh Cafe

Byłam w Marrakesh Cafe zaledwie 2 razy i mam mieszane uczucia. 


Za pierwszym razem zjadłam tu zupę orzechową (pyszna!), ale niestety podano ją zimną i musiałam prosić o dogrzanie (zupy trzymane są w kociołku, który średnio spełnia swoją rolę, a lunch ma formę bufetu). Zamówiony przeze mnie hummus miał mało wyraźny smak i muszę przyznać, że w np. Beirucie smakował mi zdecydowanie bardziej.  

Za drugim razem zamówiłam Pitę Falafela i trudno mi ocenić jego smak, ponieważ były w nim wszystkie możliwe sosy dostępne w bufecie (danie przygotowywała tym razem kuchnia, bo jest z karty, a nie dostępne w bufecie na wagę). Z każdym kolejnym gryzem napotykałam inny smak - to nie było fajne. Było wyraźnie czuć, że ktoś nakładał te sosy bez przemyślenia ilości itp. W pewnym momencie miałam samą pastą z groszku, później sam hummus, a na sam koniec przywitał mnie ostry sos - myślałam, że wypali mi usta.

Te doświadczenia sprawiają, że uczucia względem Marakesh Cafe (ten sam właściciel co Tel-Aviv przy ul. Poznańskiej) są bardzo mieszane, mimo że bardzo chcę by były pozytywne. Uwielbiam kuchnię arabską, a Maroko darzę olbrzymią sympatią i tylko z tego powodu cały czas daję szansę tej kawiarni. 
W piątek umówiona jestem tam na lunch, mam nadzieję, że trzecia próba nie okaże się ostatnią (zwłaszcza, że jedzenie na 5 piętrze budynku, w którym znajduje się Marrakesh nie jest dobre i człowiek ma ochotę zjeść coś naprawdę fajnego).

Na razie najlepsze co spotkałam w tym lokalu to zdecydowanie zwracająca uwagę kreacja uwidoczniona na rozdawanych ulotkach.


ps. Płacenie za bułkę (lub 1 szt. pieczywa arabskiego) 3 zł brzmi dość dziwnie. Lepiej uwzględnić to w w cenie bufetu, bo "pijarowo" wypada to dziwnie.




niedziela, 10 marca 2013

Bałkański kocioł

Dawno nic nie pisałam, "za dawno".


Siadam do tego wpisu z nadzieją, że znowu wpadnę w szał pisania, bo tak naprawdę nie mam powodów do wymówek, nadal kocham jeść i uwielbiam jadać poza domem. Nic się nie zmieniło, a może jednak trochę - witaj Warszawo i tutejsze jedzenie!

Od momentu przeprowadzki byłam w wielu miejscach, a dziś odwiedziłam Bałkański Kocioł. Miejsce nie należy do bardzo popularnych. Ta przyjemna restauracja znajduje się daleko od centrum, bo aż na Ursynowie, ale lokalizacja w żaden sposób nie powinna odstraszać. W lokalu panował ruch, głównie wchodziły liczne rodziny na niedzielny obiad. Ale czy faktycznie warto tu zjeść?

Zamówiliśmy zupę krem z kasztanów (trzeba przyznać, że rzadko spotykane danie), ser haloumi jako przystawkę oraz danie główne: wątróbka z pieczonymi ziemniaczkami. W oczekiwaniu na zamówienie kelner poczęstował nas "poczekajką", która już zrobiła dobre wrażenie: świeże pieczywo w niedzielne popołudnie oraz ciekawy w smaku ser twarogowy z wyraźnym bałkańskim charakterem. Czekaliśmy co będzie dalej. A później było juz tylko lepiej. Zupa powaliła mnie z nóg (mimo, że juz siedziałam). Zaskoczyła mnie podana ilość, kremu było zdecydowanie więcej niż powszechnie w restauracjach czy barach. Praktycznie polecam wszystko co zjedliśmy, a co się nieczęsto zdarza. Słodki sos do sera haloumi z grilla okazał się najlepszym wyborem.




Po raz pierwszy od bardzo dawna bez żadnych zastrzeżeń polecam jakąś restaurację, w tym przypadku wszystko było na swoim miejscu i serwis, i jedzenie. Warto się wybrać na Ursynów.



Bałkański Kocioł, ul. KEN 88 lok. U8
http://www.balkanskikociol.pl/